Staszek Bieniek wszedł do społeczności Trzebowniska w 1966 roku, kiedy to w wieku 25 lat, poślubił Marię z domu Bereś (z Końca). Jedynie przez chwilę mieszkańcy traktowali Go z dystansem. Mieli powód. Wszak wyciągnął rękę po dziewczynę nieprzeciętną – wielce urodziwą, o artystycznej duszy. W tamtych czasach, Maria ze swoim partnerem ze sceny, nieżyjącym już sąsiadem Ryśkiem Beresiem, stanowili parę wprost malowaną otwierającą dożynkowy korowód. (Ryszard zginał tragicznie w 1978 roku). Zresztą do dziś, od 30 lat, ze swym talentem wokalnym, pani Maria stanowi podporę chóru parafialnego ECHO.
Kumosy, szybko jednak przyjęli Staszka do wiejskiego "klanu" "Kupił" ich swą towarzyską naturą, poczuciem humorem, a także ... niebywałym głosem, bezkonkurencyjnym przy prezentacji weselnych przyśpiewek. Stanisław miał też cechę, której pozazdrościć mogło Mu wielu – zawsze chętny do pomocy i znalezienia recepty na wszelkie trudności dnia powszedniego.
Kiedy na polach rodzinnego gospodarstwa pojawiły się żółte kwiatki nagietka, starsi sąsiedzi kręcili nosem: – kto Ci kupi takie kwiaty, ani pachnące ani specjalnie urokliwe. Nagietek był pierwszą rośliną zielarską na której Stanisław Bieniek zdecydował się "robić interes". Jako pracownik lubelskiego Herbapolu wypromował we wsi uprawę również innych ziół: lawendy, malwy, lubczyka, mięty, korzenia rzemienia.
Gdy skończyła się prosperita na zioła, przyszła kolej na produkcję stricte rolniczą. A opłacało się – gierkowską epokę lat siedemdziesiątych do dziś rolnicy wspominają jako "złoty okres" w dziejach polskiej wsi. Była więc kontraktacja m.in. marchwi dla "Alimy", kapusty, ogórków, agrestu, porzeczki. To On zachęcał trzebowniskich gospodarzy do szerszej uprawy kukurydzy i nowoczesnych metod agrotechniki. Miał rozległą wiedzę teoretyczną (absolwent renomowanego Technikum w Miłocinie), ale też sporo praktyki w gospodarstwie ojca w Nowej Wsi.
Umiejętności te starał się wykorzystywać prowadząc wiejskie Kółko Rolnicze oraz kierując tzw. Zakładowym Gospodarstwem Rolnym przy fermie "Igloopolu". To On "wychodził" pierwsze kombajny Vistula, jakie pojawiły się na trzebowniskich polach. (Z tego okresu pochodzi eksponowane wyżej zdjęcie)
Stanisław Bieniek do końca swych dni był człowiekiem z inicjatywą, prezentując przy każdej okazji żyłkę chłopskiej zaradności. Wielokrotnie zaskakiwał niekonwencjonalnymi pomysłami. Także po swej śmieci, w dniu 29 grudnia 2008 roku. Zgodnie z Jego wolą, ciało skremowano, zaś prochy, w pierwszy dzień Nowego Roku, złożono w urnie do rodzinnego grobu. Po raz pierwszy, wieś stała się świadkiem nowej pogrzebowej tradycji. Było to nowe wyzwanie także dla proboszcza. Ksiądz Zygmunt Mularski, mądrze i rzetelnie objaśniał kilkusetosobowej grupie, która przyszła pożegnać Stanisława – istotę nie praktykowanego jeszcze rytuału, zgodnego z kanonami Kościoła. Wielu uczestników pogrzebowej uroczystości akcentowało jej niezwykłą niepowtarzalną atmosferę – przeżycie chwili rozstania z bliskim człowiekiem, ale bez zbędnego dramatyzmu, strachu i posępności, jakie niesie widok trumny. Skromna kamienna urna w objęciach syna Grzegorza, w towarzystwie tłumów, cicho i spokojnie powędrowała na trzebowniski cmentarz.
Dziękujemy Ci Stanisławie! Przez całe pracowite życie przysporzyłeś wsi sporo dokonań. Także Twój pogrzeb pozostanie w kronikach wsi jako wydarzenie szczególne. Znajdziesz naśladowców!
RB