Poniedziałkowe Nowiny poinformowały władze i mieszkańców regionu o proteście grupy obywateli Trzebowniska, którzy sprzeciwiają się budowie nadajnika telefonii komórkowej. Na instalację takiego urządzenia na kominie Spółdzielni Mleczarskiej RESMlecz jest już wstępna decyzja Urzędu Gminy. Pod petycją do starostwa podpisało się 160 osób, głównie z terenu Końca i Ścieżek. Protestujący kwestionują zasadność lokalizacji nadajnika na obszarze gęsto zaludnionym, obawiając się szkodliwego wpływu fal na swe zdrowie.
Informację tę przyjąłem bez specjalnych emocji, mimo, iż codziennie obcuję z widokiem feralnego komina. Co więcej, nie należę do entuzjastów telefonii komórkowej. Powiem jeszcze więcej. Jestem wśród nielicznej grupy "dziwaków", którzy bojkotują "komórki", świetnie się bez nich obchodząc. Nie chcę bowiem być niewolnikiem maleńkiego pudełeczka. Gdy inni każdą chwilę spaceru poświęcają śledzeniu komunikatów na ekranie swego ukochanego telefonu, ja wolę patrzeć na twarze mijających mnie ludzi i zachwycać się otaczającą mnie żywą naturą.
Nie jestem orędownikiem kampanii w sprawie nadajnika, choć nikomu z moich sąsiadów takiego prawa nie odbieram. Staram się zrozumieć obawy protestujących, zwłaszcza, iż jest w tym gronie sporo osób w podeszłym wieku, dla których ów nadajnik jest równie straszny jak elektrownia atomowa. Mój dystans do akcji protestacyjnej wynika z przeświadczenia, iż wciąż w rozmowie na te tematy przeważa demagogia, niewiedza i zwykła hipokryzja, górując nad faktami i doświadczeniu nauki. Szkoda, iż montując kolejne maszty telefonii komórkowej, równolegle, nie wspiera się tych poczynań inwestycjami w... szare komórki.
Mój sceptycyzm ugruntowały komentarze czytelników Nowin, którzy na łamach serwisu internetowego gazety odnieśli się do protestu mieszkańców Trzebowniska. - To, że wielu z nich od lat codziennie nosi przy sobie takie nadajniki, nikomu jakoś nie wadzi i nie szkodzi. Wszystko byłoby OK, gdyby maszt ustawiono z drugiej strony wsi. Wciąż pokutuje zasada: jestem ZA, byle nie koło mojej posesji...
Internauta z oddali nie musi wiedzieć, że owa druga strona wsi, już swoje nadajniki otrzymała, nawet trzy. Od prawie dziesięciu lat goszczą one na wieży kościelnej. Kiedy je instalowano, też wzbudzały emocje okolicznych mieszkańców. Tyle, że wówczas, nie było odważnego do publicznego protestu. No bo jak wystąpić przeciw wielebnemu...
Ryszard BEREŚ
DOPISEK PO TYGODNIU
Po opublikowaniu powyższego felietonu, zostałem ostro zaatakowany przez czytelników: nie wypowiadaj się w sprawach, na których się nie znasz, bądź precyzyjny - na wieży kościelnej są anteny przekaźnikowe sygnału internetowego, to nie to samo, co nadajnik telefonii komórkowej... (Jedną z nadesłanych polemik, od pani Haliny Motyki, publikujemy w dziale: ZDANIEM MIESZKAŃCÓW)
To prawda, nie jestem ekspertem od elektronicznych urządzeń nadawczo - odbiorczych i emitowanych przez nie fal. Podejrzewam jednak, że nikt z mieszkańców Trzebowniska, wiedzy takiej również nie posiada. Bo w naszym kraju wciąż brak spokojnej, rzeczowej rozmowy na te tematy. Każdy fachowiec wie swoje, a przy tym, operuje językiem, którego zwykły zjadacz chleba nie trawi. Zresztą, odnoszę wrażenie, że większość owych specjalistów działa na zamówienie stron sporu i objawia taką prawdę, jakiej oczekuje mocodawca.
Pozostaje więc rozsądek i zwykły chłopski rozum. Stuknęło mi 60 lat, mam więc spore doświadczenie życiowe, pozwalające mi ów rozsądek odnaleźć, a - tym samym - oprzeć się różnym środowiskowym fobiom. Zwłaszcza, iż od dziesięcioleci, także trzebowniska społeczność narażona jest na różne niebezpieczeństwa, jakie niesie technika. Tak było, jest i zapewne będzie. Część z tych zagrożeń wynika z lokalnych uwarunkowań, część zaś, z postępującego rozwoju naszej cywilizacji.
Pamiętam, ile emocji, wzbudzała - planowana pół wieku temu - budowa obwodnicy drogi lubelskiej. Snuto wizje: od spalin pędzących pojazdów padać będą okoliczni mieszkańcy i... pasące się krowy. Wskutek protestów, do realizacji weszła aż trzecia wersja trasy (pierwszą nakreślono obok zabudowań obecnego sklepu Bieńka). Faktycznie, obwodnica uśmierciła już kilkanaście istnień ludzkich i kilkadziesiąt czworonogów. Jednakże, to efekt tragicznych wypadków (głównie na krzyżówce na szklarnię), a nie wyziewu spalin.
Pamiętam, ile obaw towarzyszyło mieszkańcom, gdy w ich domach pojawiły się pierwsze telewizory. Mówiono o szkodliwości promieniowania ekranu i o ślepocie grożącej fascynatom nowego cuda techniki. Ba, w kilku domach telewizory odgrodzono specjalnymi barierkami, aby dzieci nie zbliżały się do magicznej skrzynki.
Pamiętam, jakim koszmarem było... prześwietlenie bolącego zęba. W pracowni radiologicznej człowiek ubierał specjalny kombinezon i nakrycie głowy. Dziś, stosowny aparat jest w każdym prywatnym gabinecie stomatologicznym. Oczywiście, w 2010 roku, mamy do dyspozycji zupełnie inną technikę.
Pamiętam, z jak potężnym pomrukiem zwykłej ludzkiej bojaźni, każdorazowo spotykały się plany budowy masztów radiowych dla długich fal, a zwłaszcza decyzja o powstaniu w Polsce elektrowni atomowej. W rezultacie, w 1990 roku budowę przerwano w połowie, narażając państwo na niebotyczne straty. Teraz, rząd znów myśli o takiej inwestycji. Czy skutecznie?
To fakt, powszechny społeczny sprzeciw wobec "atomówki" w Żarnowcu wynikał z pamięci tragedii Czarnobyla. Dziś okazuje się, że tamtą, największą w dziejach katastrofę jądrową, opłaciło życiem - w wyniku bezpośredniego napromieniowania - 56 osób. Medialne doniesienia i ustne przekazy o tysięcach ofiar, były wynikiem odcięcia źródeł informacji, służąc równocześnie do dyskredytacji ZSRR, w imię walki politycznej światowych mocarstw. Mogłem się o tym przekonać na własnej skórze. Dwa tygodnie po katastrofie w elektrowni na Ukrainie, w maju 1986, byłem gościem dziennikarzy z Winnicy. Od Czarnobyla dzielił mnie - jak na tamte odległości - przysłowiowy "rzut kamieniem". Mimo wszystko, doczekałem roku 2010, i jeśli już zejdę z tego świata, to na pewno nie na chorobę popromienną.
W XXI wieku, tematem wyzwalającym niebywałe emocje niektórych społeczności Podkarpacia są maszty telefonii komórkowej. Tymczasem wiadomo, że bez nich, mobilne telefony będące dziś na wyposażeniu niemal każdego Polaka, poczynając od przedszkolaków, nie mają racji bytu. Maszty burzą społeczny mir, jawiąc się źródłem śmiercionośnego promieniowania. I tylko niektórzy zadają logiczne pytania: czy "komórka" noszona na sercu również jest groźna dla zdrowia, wszak także odbiera i emituje fale?
Reasumując. Inwestycja planowana na kominie RESMlecz-u spełnić musi określone rygory techniczne i pozostawać w pełni bezpieczną dla środowiska, zgodnie z obowiązującymi przepisami. O tym, że tak jest, trzeba przekonać mieszkających w pobliżu trzebowniczan. Tego obowiązku nikt z decydentów nie zdejmie.
RB